REZERWACJA BILETÓW




Zamów Bilety Telefonicznie
Zamów Bilety Telefonicznie



Tanie linie - moda czy konieczność?

Europejskie tanie linie lotnicze to fenomen w skali światowej. Ich udział w rynku przewozów lotniczych na Starym Kontynencie to ok. 40% przewożonych pasażerów (i wciąż odnotowuje dynamiczny wzrost). Dla porównania niskokosztowi przewoźnicy w Ameryce Północnej kontrolują ok. 30% rynku pasażerskiego, w Ameryce Południowej – 25%, w Azji – 20%, a na bliskim Wschodnie – 14%. W Europie, w roku 2012, tanie linie lotnicze przewiozły ponad 202 mln pasażerów. W dziesiątce największych przewoźników Starego Kontynentu czterech z nich to tani przewoźnicy. Drugim (jeszcze!) w rankingu są tanie linie Ryanair (blisko 80 mln pasażerów rocznie), czwartym linie Easy Jet (ok. 59 mln pasażerów), siódmym linie Air Berlin (ponad 28 mln), dziesiątym Norwegian (ok. 18 mln pasażerów). Z obowiązku podajemy miejsce popularnego na polskim rynku Wizz Aira, który w tym zestawieniu uplasował się na 14 pozycji z ponad 12 mln przewiezionych pasażerów.


Patrząc na skok i dokonania jakie wykonali tani przewoźnicy w ostatnich latach, a także na coraz częstsze kłopoty narodowych przewoźników, vide: LOT, TAP Portugal, rozwiązany Malev i jeszcze kilku innych należy się zastanowić, czy formuła tanich przewozów nie będzie w najbliższym czasie jedynym rozwiązaniem jakie powinni przyjąć dotychczasowi europejscy giganci. Pierwszy krok ku temu zrobiła już niemiecka Lufthansa stawiając na rozwój należącego do niej Germanwingsa. Ta tania linia według założeń ma przejąć, poza głównymi hubami mieszczącymi się we Frankfurcie i Monachium, europejskie destynacje Lufthansy (ok. 110 kierunków). Niemiecki gigant planuje pod swoim szyldem uruchomić także tanią linię, która miałaby obsługiwać połączenia międzykontynentalne – głównie do Azji i Ameryki Północnej.


Sytuacja na rynku przewozów pasażerskich stawia obecnie twarde warunki liniom lotniczym. Albo zmienią swoją dotychczasową politykę przyjmując model linii niskokosztowej, albo oddadzą rynek nacierającym bliskowschodnim mocarzom spod znaku: Emirates, Qatar Airways czy Etihad. Ustąpienie liniom znad zatoki Perskiej będzie równoznaczne z niechybnym bankructwem przynajmniej kilku narodowych przewoźników. Jak będzie, czas pokaże. Tak czy inaczej na tej podniebnej wojnie o pasażera skorzystają jedynie ci ostatni.

Powrót do newsów